Druga kontrola poprawki na początku lutego poszła szybko i sprawnie. Mimo przełożenia godziny wizyty. Takie pociągi wybrałam, że nawet nie musiałam wymieniać biletów. Nie mam zbyt wiele do opisania – nie chcę się zagłębiać w intymne szczegóły. A procedurę jak przebiega kontrola już wielokrotnie opisałam na blogu. Mogę opisać okoliczności towarzyszące. 😉
Telefon z kliniki
Termin kontroli był umówiony miesiąc wcześniej, przed wyjściem z poprzedniej kontroli. Niedługo potem kupiłam z miesięcznym wyprzedzeniem bilety na pociąg. W ten sposób można znacznie zaoszczędzić. Tym razem trafiłam na super promocję i zwykłą promocję na niektóre kursy. Jednak te godziny powodowały, że miałam być w Warszawie ładnych parę godzin wcześniej przed wizytą w klinice. Kontrola miała być dość późno, bo z rana dr nie mógł być w klinice.
Na kilka dni przed kontrolą, stojąc na przystanku, odebrałam telefon z kliniki. Zostałam poinformowana, że chirurga nie będzie w tych godzinach. Dlatego kontrolę należało przełożyć na wcześniejszą godzinę. Wiedząc, że mam spory zapas czasu przed kontrolą, powiedziałam, że muszę sprawdzić dokładną godzinę przyjazdu do stolicy. Już w autobusie na mailu sprawdziłam o której ma być szczupak w mieście smogu. Napisałam o której mogę być najwcześniej w klinice, co zostało zatwierdzone. Tym samym nie musiałam wymieniać biletów. Spowodowałoby to utratę zniżki, musiałabym zapłacić standardową cenę przejazdu.
Wyruszam w drogę
Ubrałam się ciepło i wygodnie, choć w spódnicy. Co prawda za oknem nie było śniegu, ale miało być chłodno. W końcu to były pierwsze dni lutego. Jak wyszłam podziękowałam sobie za to – bardzo mocno wiało. Jak wsiadłam do oczekującego na peronie pociągu, to niedługo potem zaczął padać śnieg. Po drodze do Warszawy robiło się coraz bardziej biało. Jednak na miejscu śnieg nie leżał.
Szczupak po drodze złapał bardzo niewielkie opóźnienie. Przesiadłam się prosto na autobus do kliniki. Zdążyłam na styk, tuż przed zaplanowanym czasem wizyty. Nawet jakbym się chwilę spóźniła, to nic by się nie stało. Zabiegowy jeszcze był w trakcie sprzątania. Dostałam śmieszne jednorazowe ochraniacze – worki na buty. Chyba tym razem wyjątkowo dbali o czystość, może przez pogodę za oknem. A w samym gabinecie unosił się wyraźnie wyczuwalny zapach chloru. Coś jak zwykły płyn do zabijania bakterii w toaletach lub na basenach. Lekko gryzący zapach, ale do zniesienia. Długo nie czekałam, po kilku minutach kontrola mogła się rozpocząć.
Kontrola, standardowa procedura
Bardzo przepraszam te osoby co by chciały przeczytać intymne szczegóły. Nie opiszę ich – to bardzo osobista sprawa. Niełatwo tak wyznawać wszystkim sprawy związane z narządami płciowymi. Skupię się na innych aspektach.
Od korekty w czasie kontroli minęło półtora miesiąca. Na widoku został ostatni szew rozpuszczalny, choć na pewno jeszcze głębsze szwy nie wchłonęły się – nadal wyczuwalne są sztywniejsze zgrubienia. Krwawienia oczywiście też już nie było. Jednak w dalszym ciągu była widoczna opuchlizna. Dość długo jak na taki mały zakres operacji. Doktor aż się mnie spytał czy jeździłam rowerem. Widać, zapamiętał, że jeżdżę rowerem cały rok. 😉 Zgodnie z prawdą – zaprzeczyłam. Tak, bez roweru czuję się jak bez ręki, jednak zdrowie jest dla mnie ważniejsze. Dr J. dokładnie obejrzał miejsce operacji, zbadał i pozwolił się ubrać.
Kiedy będę znów w klinice? Nie wiem, nie ma palącej potrzeby by tam jechać. Doktor poradził mi znaleźć zaufaną ginekolog na miejscu w Trójmieście. Tak, mając kobiece „podwozie”, należy o nie dbać. A nie wszystko da się obejrzeć w lusterku. Jedno jest pewne – zabiegi higieny intymnej nie są już dysforyczne, jak to było przed operacją korekty narządów płciowych. Choć przed może było to mniej skomplikowane i bardziej bez obsługowe. To psychicznie – zdecydowanie nieprzyjemniejsze.
Podsumowując efekty poprawki, jestem zadowolona, choć blizny jeszcze się będą długo goić. Aktualnie opuchlizna jest niewielka, jednak nadal wstrzymuję się z jazdą na rowerze. Z siedzeniem nie mam problemu. Znaczy mam, na twardym, ale to przez moją kościstość. 😉
Dziś tłusty czwartek. Jem pączki, ale chyba niewiele to zmieni na moją kościstość. Po korekcie straciłam kilka kilogramów, to teraz może trochę odzyskam. 🙂
Śmiało skomentuj: